
Na początku czerwca tego roku odbyły się pierwsze w Polsce warsztaty fermentacji żywności prowadzone przez Sandora Ellixa Katza, długoletniego popularyzatora tej metody przetwarzania żywności i autora dwóch książek – „Dzikiej fermentacji” – tej z mnogością przepisów oraz „Sztuki fermentacji” – swoistej „biblii” każdego, kto chwycił bakcyla i pragnie się uważać za wtajemniczonego. Tak, Sandor dla wielu ludzi jest kimś w rodzaju świeckiego kapłana, albo nawiedzonego człowieka w pozytywnym sensie tego słowa.

Spory był też rozrzut wiedzy, jaką nasza gromadka prezentowała. Od osób, które pierwszy raz zetknęły się z tematem, ale słyszały, że to zdrowe, po doświadczonych fermentatorów, szefów kuchni, piekarzy dobrego chleba czy hodowców egzotycznych papryk. Miało to świetny efekt podczas warsztatów – wymienialiśmy się nowinkami, udzielaliśmy sobie wskazówek i uczyliśmy wzajemnie. Mi osobiście obecność doświadczonych szefów kuchni pomogła podciągnąć wiedzę kulinarną (na przykład zamierzam zrobić tempeh i dzięki nim już wiem, jak go potem przyrządzić).
Sandor rozpoczął warsztaty od ogólnego wprowadzenia do fermentacji. Dla każdego, kto zna jego książki było to dobrym przypomnieniem, z możliwością zadania kilku pytań, jeśli coś było niejasne.

Następnie Sandor zaprezentował, jak robi się tempeh. Dla mnie – jako kiszonkarza warzyw i nabiału – była to początkowo drobna ciekawostka (jak dosa czy idli – nie moja specjalizacja), ale już dzień później się w niej zauroczyłem.
Drugą część dnia poświęciliśmy na zapoznanie się z podstawami kiszenia warzyw w solance, soku własnym, robieniu zakwasu z buraków oraz moczeniu kapusty do kimchi. Dla kilkorga z nas były to oczywiste sprawy, ale dla ludzi stawiających swoje pierwsze kroki w fermentacji wszystko było nowością.
Drugiego dnia omówiliśmy kombuchę, robienie wina, wina wiejskiego (z dzikiej fermentacji) oraz piwa i octu. Fermentacja alkoholowa – kolejna rzecz, o której tylko czytałem i nie wzbudziła mojej uwagi do czasu spotkania z Katzem. Sandor ma najwidoczniej tę pasję, którą zaraża ludzi. Po powrocie widziałem już zdjęcia członków naszej grupy robiących dzikie wino truskawkowe. Acha, i jeszcze ocet. Wiem, że kilka osób ma chrapkę na zrobienie octu z banana.
Omówiliśmy też kefir, jogurt (zrobiliśmy go również) oraz zaczęliśmy robić prosty ser. Po południu nastawiliśmy kimchi z namoczonej dzień wcześniej kapusty, a następnie przygotowaliśmy do kolacji idli, dosa, tempeh oraz naleśniki z resztek.
W niedzielę podsumowaliśmy nasze mleczne doświadczenia z robieniem sera, upiekliśmy chleb na przygotowanym dzień wcześniej zakwasie gryczanym oraz odbyła się dyskusja podsumowująca (w której nie dane mi było uczestniczyć do końca ze względu na plany podróży – niestety sera i chleba z gryki też nie spróbowałem).

Warto było poznać też pozostałych uczestników, była to cenna wymiana wiedzy i doświadczeń i wskazówka, żeby na takie imprezy jeździć i poznawać więcej takich zakręconych, jak my. ;) Podziękować chciałbym organizatorce Noemi, dzięki której te warsztaty były możliwe. I wspaniałym gospodarzom Farmy 69.

Tekst i zdjęcia: Błażej Balcerzak (od siebie dodałam kilka linków do przepisów na blogu)
Błażej, świetnie to opisałeś. Ja bym dodał, ze Sandor ma ogromną swobodę wypowiedzi biorącą się z pewności co do kierunku , w którym idzie. On po prostu wie, że kierunek jest właściwy. I przy tym kompletny spokój i przyjmowanie do wiadomości najdziwniejszych historii. Tak jak z zalewaniem ogórków wrzątkiem, co wydaje się mu niewłaściwe, ale skoro są ludzie którzy tak robią i im wychodzi to nie ma po co dyskutować :) albo po co dodawać matkę octową w produkcji octu, kiedy w niej jest największe stężenie bakterii produkujących celulozę? Jeżeli ktoś uważa że tak jest lepiej i jest o tym przekonany to może być w tym cos prawdy i nie należy go "nawracać". Nie jest ortodoksem zdecydowanie. W żadnym zakresie. Może poza tym, ze fermentacja jest bezpieczna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, Przemku, za ten komentarz.
UsuńJa czasem zalewam ogórki wrzątkiem, a czasem chłodną solanką i uważam że oba sposoby są bardzo dobre. Czasem nawet ten z wrzątkiem jest lepszy.
Podobnież - często dodaję do octu mateczkę, choć nie zawsze. I również uważam, że obie metody są dobre, choć ta z matką - może odrobinę pewniejsza.
Szkoda że nie mogłaś uczestniczyć w tych warsztatach ale dobrze że dostępna jest Dzika fermentacja Już ją mam -fantastyczna książka,bardzo pożyteczna i praktyczna wiedza dla tych co dopiero zaczynają kiszonkową przygodę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Owocnych inspiracji!
UsuńByło cudownie, inspirująco oraz boskie towarzycho lubiące ferment😊
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń