Do zakiszenia czereśni sprowokowały mnie liczne zdjęcia tej kiszonki
zamieszczane prze koleżanki i kolegów na grupie Fermentujemy rośliny
(grupę bardzo polecam wszystkim zainteresowanym tematem fermentacji użytkownikom Facebooka).
Poza tym miałam w pamięci fantastyczny smak i aromat kiszonych śliwek węgierek.
Niestety tegoroczny sezon czereśniowy przeszedł już do historii. Jednak blog ten założyłam przede wszystkim po to, by był moim pamiętnikiem i jednocześnie księgą przepisów, a za rok czereśnie znowu będą i przepis będzie na wagę złota!
Czereśnie zakisiłam na dwa sposoby. Wydrylowane, bez pestek w soku własnym oraz w całości, z pestkami zalane solanką. Jak myślicie, które wyszły lepiej?
KISZONE CZEREŚNIE WYDRYLOWANE - Z GOŹDZIKIEM
Około 250 g czereśni wydrylowałam, zasoliłam (łyżeczka soli - około 4 g), dodałam ziele angielskie i goździk. Do drylowania czereśni nie potrzeba żadnego specjalnego przyrządu - są na tyle spoiste, że wystarczy mały nożyk (nie rozwalają się jak wiśnie). Czereśnie szybko puściły sok, więc upakowałam je ciasno w małym weku 0,25 litra. Słoik stał w ciepłym miejscu w kuchni i już na trzeci dzień go otworzyłam. Cóż, trudno było się oprzeć...
Smak i aromat - obłędne. Nie zawiodłam się na tej kiszonce. Słodko-słono-kwaśne, musujące (dzięki szczelnemu zamknięciu), jednym słowem - genialne. Jedyną wadą była mała objętość kiszonki. Czereśnie zjadłam sama jako dodatek do bodajże 2 posiłków (hamując się przy pierwszym, żeby nie zjeść całości).
KISZONE CZEREŚNIE Z PESTKAMI - Z KOPREM I CZOSNKIEM
Tutaj czereśnie pozbawiłam tylko ogonków i umieściłam ich tyle, ile weszło do weka, tym razem większego - 0,75 litra. Dodałam ziele angielskie, przekrojony ząbek czosnku, listek laurowy i baldach kopru z liśćmi i łodygą. A więc poszłam tu w kierunku typowych przypraw do ogórków. Zalałam solanką w ten sposób, żeby w słoiku znalazło się około 12 g soli (zwykle sypię sól do słoika o określonej objętości, wlewam wodę i potem to wszystko mieszam).
Te czereśnie kisiły się dłużej, około tygodnia. Cóż, moim zdaniem koper i czosnek można sobie darować. Bardziej pasowały mi czereśnie z pierwszego przepisu (korzenne aromaty), miały też mocniej skoncentrowany smak i nie straciły koloru. Czereśnie w całości co prawda ładnie wyglądają, bo zachowały swój kulisty kształt, ale czy to jest najważniejsze?
Oczywiście te czereśnie także zjedliśmy ze smakiem (skoro tych pierwszych tak szybko zabrakło), ale w przyszłym roku będę kisić raczej czereśnie drylowane. Na pewno będę eksperymentować z przyprawami, ale raczej korzennymi niż czosnkiem itd. Mógłby pasować imbir, pieprz, kardamon, anyż.
Te same refleksje miałam zresztą po kiszeniu śliwek (również na dwa sposoby). Wydrylowane i ciasno upchnięte w słoiku co prawda traciły swoją formę, ale miały wspaniały aromat i musujące bąbelki.
PS. Przy okazji okazało się, że to DWUSETNY wpis na moim blogu!
Kisiłam wiśnie - były pyszne! Takie musujące, gazowane :)
OdpowiedzUsuńNiedługo będzie wpis o wiśniach :)
Usuń