niedziela, 5 marca 2017

Skąd brać czas na kiszenie?

Za oknem noc, a robota w lesie... Bywa i tak!
Wiele osób pyta mnie, skąd znajduję czas na kiszenie w domu różnych warzyw, na nowe eksperymenty. Kiszenie, podobnie jak robienie innych przetworów, wydaje się czynnością zbędną, bo przecież w każdym sklepie można kupić kiszone ogórki i kapustę. Ja jednak idę swoją drogą. Kiszę też inne warzywa, uzyskuję niepowtarzalne smaki. Wbrew temu, co sądzi większość, nastawienie kiszonek to zwykle kwestia paru minut. Przynajmniej jeśli chodzi o niewielkie partie warzyw, na 1-2 słoiki.

Tu mała anegdota.
Odwiedziłam kolegę, który mieszka samotnie, interesuje się zdrową kuchnią i trochę gotuje. Jednak kiszonki wciąż wydawały mu się czymś bardzo skomplikowanym i pracochłonnym. Postanowiłam przy nim, w jego kuchni, nastawić kwas z buraków - wszystkie składniki były pod ręką. Kolega złapał za telefon, żeby nagrać mój instruktaż. Trochę się powygłupiałam do kamerki, nastawiając kwas. Kiedy wyłączył nagrywanie, był niesamowicie zaskoczony, bo cała procedura zmieściła się na 6-minutowym filmiku!

Bariery związane z „brakiem czasu” istnieją przeważnie tylko w naszej głowie.

Pomijając sytuacje nietypowe, jak kimchi w hurtowej ilości, nad którym pracowaliśmy z Piotrkiem 5 godzin (na zdjęciu powyżej), większość kiszonek to są minutowe zajęcia. Jeśli dojdzie się do pewnej rutyny, można mieć codziennie świeże ciasto na idli i co kilka dni otwierać słoik z nowymi, kiszonymi warzywami albo kwasem z buraków. Kiedy tylko jakiś wek się zwolni, zaraz zaglądam do lodówki w poszukiwaniu nowego surowca do kiszenia. Jeśli w lodówce brak warzyw, to kupuję trochę więcej przy następnych zakupach. Czekając, aż podgrzeje się zupa na obiad, już siekam coś, co umieszczę w słoiku. Podgrzewając wodę na herbatę, wsypuję do słoika pestki dyni do namoczenia. Jeśli pojawię się w kuchni za kilka godzin, będą już namoczone, wtedy wyciągnę z szafki blender (jest zawsze na wierzchu) i raz-dwa zmiksuję je na pastę (być może czekając na kolejną wodę na herbatę). Kiedy takie czynności rozkłada się w czasie, zajmują go naprawdę niewiele.

Co może pomóc? Na pewno funkcjonalna, niezagracona kuchnia. Dobry nóż, wygodna deska do krojenia, ewentualnie mikser/blender. Zbiór przypraw. Parę wolnych słoików. Kuchenna rutyna i wprawa też pomagają (w ogóle pomagają w gotowaniu). Ale nikt nie rodzi się z umiejętnościami i dobrą organizacją pracy w kuchni. Ty też możesz je wypracować!

(Temat poboczny - skąd brać czas na fotografowanie jedzenie i pisanie bloga. Prawdę mówiąc, nie poświęcam na to aż tak wiele czasu, zwykle zdjęcia robię w biegu i w wolnej chwili dopisuję notatki do przyszłych wpisów - bezpośrednio w Bloggerze. W przeciwieństwie do „profesjonalnych” blogerów kulinarnych nie robię bardzo artystycznych, wysmakowanych zdjęć - ciągle ten sam blat, deska, stół. Blog służy mi przede wszystkim do katalogowania własnych pomysłów i eksperymentów. Równie dobrze mogłabym zapisywać je w notatniku. Blog ma tylko taką przewagę, że mogę się nim z Wami podzielić.)

6 komentarzy:

  1. Moje 3 grosze
    Jesli chodzi o zdjecia - nie ma nic bardziej irytujecego niz profesjonalne ustawki. jak zobaczysz w ksiazce Barona kiszonki sa zalane woda az po sam czubek sloika - a tak sie nie robi przeciez, poza tym nie wiadomo czy to co jestw tym sloiku to kiszonka czy dodrasowane cos zeby ladniej wygladalao.
    Czas - sie zawsze znajdzie - wystarczy wylaczyc telewizor
    narzedzia - dla mnie istotna jest dobra szatkownica/mandolinka. Kupilem na ebayu 30 sto letnia uzywana Boerner-a za zupelne grosze. Ostrze ze stali chirurgicznej wrazenia - ciecie bezwysilkowe. moja stara (nowa) mandolinka poszla w odstawke.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie stare sprzęty to magia w kuchni!
      Co do zalewania - akurat w wekach, w których przeważnie kiszę, można zalewać aż po czubek. Zwykle tak właśnie robię. W słoikach typu twist - nie, ponieważ pokrywki łatwo rdzewieją od kwasu i tam odstęp jest niezbędny. Profesjonalne sesje mają niewiele wspólnego z rzeczywistością - kilka razy brałam udział w sesjach żywności, sztuczne kostki lodu, kropelki z gliceryny, woski itp. - to wszystko idzie później do wyrzucenia, bo zjeść się tego nie da. Z kolei czytałam kiedyś dobrą książkę Helene Dujardin (w wersji angielskiej, ale jest też polskie wydanie) i jej podejście bardzo mi się podobało. Potrafiła wydobyć piękno z całkiem zwyczajnych i niepodrasowanych produktów. Oczywiście do tego też trzeba czasu i cierpliwości.
      A TV nie mam od ponad 20 lat i dobrze mi z tym. ;)

      Usuń
  2. Chwała Ci za tego bloga!
    To właśnie za Twoim sprawstwem ukisiłam wreszcie coś innego niż ogórki i buraki; na pierwszy ogień poszedł seler i zaskoczył rezultatem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa i życzę udanych eksperymentów!

      Usuń
  3. Dobrze, że to napisałaś. Kiszenie (ani każda inna domowa czynność, którą wybierzemy i przyjmiemy jako swoją) nie zajmuje aż tak dużo czasu i energii, jak się większości ludzi zdaje. A jakie to wspaniałe pole do eksperymentów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to prawda! Doba dla każdego z nas ma tyle samo godzin i tylko od nas zależy, co wypełnia nam „wolne” godziny!

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz!