Wegetariańskie szaszłyki już chyba nikogo nie dziwią. Jednak grilla nie lubię - jest to sposób przyrządzania pokarmów, który do mnie zupełnie nie przemawia. Pomijając specyficzny zapach (którym raczy się całą okolicę), produkty wychodzą spalone albo surowe...
Jeśli jednak chodzi o samą ideę szaszłyka jako nabitych na patyczek dobroci - jestem jak najbardziej na tak! Wygodnie zabrać je w podróż i można jeść (prawie) nie brudząc rąk. Może więc zrobić szaszłyki inaczej?
Wybrałyśmy się z koleżanką Basią na coroczną jednodniową wycieczkę. Tym razem do parku w Młochowie, który znam od dawna i bardzo lubię. Cieszy trwająca od 2009 roku rewaloryzacja tej zabytkowej przestrzeni. Piękne stare drzewa, stawy, osie widokowe, cisza i spokój, a nawet przygoda w postaci nagłej ulewy.
W okolicy nie ma niestety żadnego baru ani kawiarni. Zabrałam więc lekką przekąskę, prawie witariańskie (surowe) szaszłyki. Prawie - bo pieczarki były lekko duszone. Na patyczki nadziałam:
• kiszone ogórki, oczywiście domowe,
• surową paprykę,
• kiszonego kalafiora z tego przepisu,
• czarne oliwki w oleju,
• duszone pieczarki.
Do pogryzania placek z fermentowanej niepalonej gryki. Szaszłyki wzbudziły entuzjazm i komplementy Basi, która pierwszy raz jadła kiszonego kalafiora.
A Wy - co nabilibyście na swojego szaszłyka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i komentarz!