niedziela, 6 sierpnia 2017

Herbata z fermentowanych liści czarnej jagody - przygotowana na biwaku

W poprzednim wpisie zapowiedziałam przepis na herbatę z liści jagód. Została ona przygotowana w warunkach biwakowych - mocno spartańskich. Chciałam Wam jednak pokazać, że brak termometru, piekarnika, a nawet naczyń nie stoi na przeszkodzie, by fermentować herbaty z liści. Tym razem jako ogrzewacz-inkubator wystąpi sam... Sahib!



W Szwecji spędziliśmy z Sahibem trzy tygodnie na rowerach. Popłynęliśmy z Gdyni do Karskrony (swoją drogą, to śliczne miasto, gorąco Wam polecam!), stamtąd do Kalmaru i na Olandię, a wracaliśmy przez Oskarshamn i  Smalandię - krainę rozsławioną przez Astrid Lindgren. To gdzieś tam znajduje się pierwowzór Bullerbyn. Smalandia to dziesiątki kilometrów pagórków porośniętych lasami i ukrytych między nimi jezior. Jagód w bród - objadaliśmy się codziennie. Wybrudzone na fioletowo ręce i usta wzbudzały u napotkanych Szwedów uśmiechy zrozumienia i rozmarzenie - blåbär!

Pewnego dnia, już pod koniec wyjazdu, skończyła nam się herbata. Wieczorem, po rozłożeniu się na noc w drewnianym schronie, przyszło mi do głowy, by sfermentować trochę liści jagód, które otaczały nas gęstymi kępami.

1. Zebrałam kilka garści listków.
2. Położyłam je (na bardzo krótko!) na rozgrzanym dekielku od menażki, cały czas zagarniając ręką i obracając. Po chwili osiągnęły ten stan zwiędnięcia, który jest konieczny, by listki rolować.
3. Sahib zrolował partiami listki.
4. Położyliśmy listki na kawałku reklamówki. Zrobiłam ciasne zawiniątko, dodatkowo ugniatając listki. Po zawiązaniu supełka, zawinęłam woreczek w jeszcze jedną warstwę folii i zawiązałam. W zawiniątku było minimum powietrza, było naprawdę ciasne i dobrze ugniecione.
5. Dopóki w menażce było ciepłe jedzenie, trzymaliśmy woreczek w pobliżu ścianek naczynia, by się od niego ogrzewał.
6. Następnie Sahib włożył sobie woreczek pod koszulkę, a potem z nim spał (doceńcie poświęcenie!). Myślę, że to był kluczowy etap fermentacji.
7. Drugiego dnia Sahib cały czas miał woreczek przy ciele.
8. Drugiego dnia wieczorem odsupłaliśmy woreczek. Zaparzyliśmy testowy napar (z wilgotnej, niewysuszonej herbaty). Napój wyszedł niezbyt mocny, raczej trawiasty w smaku, o jasnej barwie. Resztę, już niezbyt szczelnie zawiniętą, wrzuciliśmy do sakwy z jedzeniem i tam sobie jeździła przez kolejne 2 dni, a więc fermentowała w temperaturze otoczenia - około 25 stopni, a częściowo pewnie wysychała.
9. W tym czasie herbata nabrała mocy. Rozwinął się charakterystyczny jagodowy aromat, napar zyskał ciemną barwę - jednym słowem taka przedłużona fermentacja dużo jej dała. Okazała się chyba najlepszą z dotychczas sfermentowanych przez nas herbat z liści!

Polecam Wam własne eksperymenty - i niech nie ogranicza Was miejsce czy brak sprzętu.
Przy tego rodzaju herbatkach z liści warto tylko zwrócić uwagę na to,  by temperatura fermentacji była możliwie wysoka - najlepiej 40-50 stopni, choć - jak wykazał powyższy eksperyment - już temperatura ludzkiego ciała może być wystarczająca dla prawidłowego przebiegu procesu.

Inne pomysły na herbaty z fermentowanych liści znajdziecie tutaj.

3 komentarze:

  1. No proszę ,a wydawało mi się że fermentowanie liści jest skomplikowane a tu w takich warunkach daliście radę.Ciekawa jestem smaku takiej herbatki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fermentowanie liści jest łatwe, a składniki tanie i dostępne. Przy braku piekarnika można sobie też poradzić z czarną folią. Żałuję tylko, że nie spróbowaliśmy z wierzbówką - koło nas nie rośnie, a tam był całe łany.

      Usuń
  2. Podziwiam i doceniam " poswiecenie "

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz!