Grzyby shimeji znane są w kuchni japońskiej. Nie mają chyba polskiej nazwy, choć z racji występowania na bukach zwane są po angielsku „beech mushrooms”, co można przetłumaczyć jako grzyb bukowy.
Shimeji to grzyby blaszkowe, rosnące w kępach, podobnie jak nasze opieńki. W dużym hipermarkecie pod Warszawą można kupić dwa rodzaje tego grzyba - ciemny i śnieżnobiały. Oba podobne w smaku. Zanim ukisiliśmy testową porcję, najpierw kilka razy wykorzystaliśmy je w daniach na ciepło - duszone z czosnkiem, pieprzem i miso. Mają bardzo charakterystyczny, lekko rybny aromat, który nie każdemu może pasować, jednak po kilku spożyciach - absolutnie uzależnia.
W końcu przyszedł czas na eksperyment z kiszeniem - skoro kisiliśmy już pieczarki i całą masą grzybów leśnych, to czemu nie spróbować z tymi „japońskimi psiakami” - jak pieszczotliwie określa je mój Tato, który podczas dłuższego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni nie takie rzeczy jadał. ;)
SKŁADNIKI:
pół opakowania grzybów shimeji (ok. 125 g) - użyłam odmiany ciemnej,
listek laurowy,
kilka kulek ziela angielskiego,
ząbek czosnku - posiekany,
ok. pół łyżeczki soli kamiennej,
łyżeczka soku z aktywnej kiszonki.
Tę ilość zakisiłam w małym weku - 0,25 litra.
WYKONANIE:
Grzybkom odciąć grzybnię - rozdzielić nóżki. Obgotować około 3 minuty we wrzącej wodzie, odcedzić, zahartować zimną wodą. W słoiku umieścić przyprawy i ostudzone grzyby. Sól rozpuścić w około pół szklanki wody, dodać sok z aktywnej kiszonki (jako starter bakteryjny) i zalać słój - jeśli płynu jest za mało, to uzupełnić wodą. Ważne, by całą sól znalazła się w środku słoika. Odstawić na spodek.
WRAŻENIA:
Słoik otworzyliśmy po 10 dniach (pogoda ciepła, a nawet upalna). Zapach przyjemny, świeży, typowo kiszony. Grzyby wyszły pyszne. Martwiłam się, czy nóżki nie będą łykowate. Czasem podczas nawet długiego duszenia (20 min.) tak się dzieje. Ale nie - tu nie ma problemu, nóżki są miękkie. Smak jest oczywiście kwaskowy i lekko słony, natomiast charakterystyczny aromat tych grzybów jest wyraźnie wyczuwalny i nie do pomylenia. Delikatnie czuć także ziele angielskie i listek laurowy. Zdecydowanie polecam - w oczekiwaniu na rodzime grzyby leśne. Wspaniała alternatywa dla tzw. „grzybków marynowanych” w occie.
W podobny sposób kisiłam shiitake i pieczarkę brązową. I faktycznie, przy odrobinie dobrej chęci można, skojarzyć produkt końcowy z grzybami marynowanymi octowo. Wykorzystałam je nawet w sałatce, gdzie do tej pory dodawałam grzyby z octu, i różnica była niezauważalna. A na pewno wyszło zdrowiej :)
OdpowiedzUsuń